Wykonanie poszczególnych elementów jest na najwyższym poziomie. Bo tak to już jest moi mili, że kupując grę spod skrzydeł Wydawnictwa Egmont mamy pewność, że jakość będzie bardzo dobra. Mówię Wam, możecie brać w ciemno egmontowe gry. Nie zawiedziecie się pod względem jakości.
Myszki mają dłuuuuugie ogonki, bo za te ogonki my je trzymamy i musimy w odpowiednim momencie pociągnąć. Gra polega bowiem na tym, że kot łapie myszy siedzące na serku. Jeden gracz jest kotem, reszta myszkami. Kładą oni swe szare gryzonie na przemiłym kawałku filcowego sera i bacznie obserwują kostkę. Gracz trzymający w ręce Stefana rzuca kostką. Najfajniejsza jest zabawa, gdy rzuca się kostką na prawdę szybko, tak aby "myszkowi" nie zdążyli się zorientować, że już wypadł kot. Czasem trzeba poczeeeeekać troszkę długo, bo ciągle myszy wypadają... Ale w końcu jest - pomarańczowy kot! Gracz "kotowy" wtedy ekspresowo nakrywa ser Stefanem, a "myszkowi" pociągają za ogonki swych gryzoni aby uciec nimi z serka. Jeśli Stefan złapał myszy - dostaje od tych graczy po karcie. I gra zaczyna się od początku - myszy na ser, "kotowy" rzuca kostką... Jeżeli nie uda mu się złapać żadnej myszki, przekazuje Stefana kolejnej osobie a sam staje się myszą.
Gra jest przeznaczona dla dzieci od 4 roku życia, pięcioletnia Tin radzi sobie z nią świetnie, myślę że gdy Oli będzie mieć trzy latka też już będzie pomału z nami w nią grać. Zasady są proste, a gra na prawdę fajnie ćwiczy refleks i spostrzegawczość.
Więcej o grze w filmie, w którym razem z Martynką w nią gramy:
_____
0 Comments: