Więc razu pewnego, będąc w centrum handlowym weszłam do sklepu z zabawkami rozejrzeć się, czy mają coś co da się przykleić do krzesełka, coś co nie będzie wypadać, czego nie będę musiała podnosić z częstotliwością 100 razy na minutę... I było to coś.
Nie wiem co to jest. Jakiś stwór, z wesolutką buzią, który wychodzącymi z uszu odnóżami trzyma kołowrotek z łyżeczkami. Takie mam skojarzenia gdy na niego patrzę ;) Może Wy powiecie, co Wam on przypomina?
Najważniejsze, że spełnia swoje zadanie. Trzyma się pewnie tacki na krzesełku i nie odpada! Wróć, odpadł raz. Oli go zerwała, bo został przyklejony na sucho. Zaliczył więc przypadkowy crashtest, który przetrwał. Od tamtego czasu przecieram przyssawkę i tackę mokrą chusteczką i dopiero go przyklejam - wtedy trzyma się świetnie!
Zabawka ma wirujące łyżeczki, które trzeba popychać, uderzać, pukać w nie aby się kręciły. Ma także kolorowe kształty, czy też może są to kwiatki? Które możemy przesuwać w górę i w dół. Oli jednak najbardziej preferuje zjadanie tych łyżeczek, może kojarzą się jej z jedzeniem..?
Czy gdybym miała kupić ją drugi raz, to bym kupiła? Obecnie tak. Jestem zadowolona z przyczepności, z lekkości zabawki (jakby się nią Oli bawiła poza krzesełkiem i uderzyła się w głowę machając nią, to nic sobie nie zrobi), podoba mi się że jest kolorowa ale nie w pstrokatych odcieniach. I łatwo ją utrzymać w czystości - wystarczy umyć w misce z wodą, czy też pod kranem.
Zabawki używamy w oczekiwaniu na posiłek, czasem także tuż po nim jeżeli Oli chce już koniecznie wyjść, a ja niekoniecznie chcę ją tak od razu na podłogę kłaść, bo wiem że fiknie na brzuch.
Więcej o zabawce w videorecenzji:
0 Comments: