"Turlututu a kuku, to ja!", to kolejna książka wydawnictwa Babaryba, która wciąga naszego malucha w swój magiczny, zaczarowany świat poprzez aktywne czytanie. Chcecie zobaczyć część tego świata? Obejrzyjcie nasz film:
Co mają w sobie te książki, że maluchy tak chętnie po nie sięgają?
Pewien rodzaj magii, bez wątpienia. Są wyjątkowe, takie inne i niespotykane. Tu, żeby się coś działo, trzeba nacisnąć. Potrząsnąć, podmuchać. Przekręcić. Mały czytelnik nie siedzi przy czytaniu bezczynnie, musi aktywnie uczestniczyć aby akcja w książce trwała. Z nimi na pewno nie sposób się nudzić.
Martynka szybko zaprzyjaźniła się z Turlututu. Niecodzienny stworek z okiem zamiast głowy, zdobył Martynki sympatię i jest niemalże każdego dnia wysyłany w kosmos, wyprawiany na przyjęcie, ma również pomocnika do malowania ścian. To trzy ulubione historyjki Martynki, które jak już czytamy, to w kółko. Śpiewanie piosenki w języku turlututowym też nam całkiem dobrze wychodzi. Ale to uskuteczniamy tylko wtedy, gdy jesteśmy same w domu :)
Książka ma żywe, niesamowicie kolorowe ilustracje. Tekstu niewiele, ale nie o tekst przecież tutaj tak na prawdę chodzi. Osobiście po każdej historyjce odczuwam pewien niedosyt, brakuje mi czegoś więcej, za szybko się one kończą mam wrażenie. Ale Martynka jest oczarowana Turlututu. A to przecież najważniejsze.
____
Wpis powstał w ramach współpracy z Wydawnictwem Babaryba
0 Comments: